niedziela, 21 lipca 2013

Póki co, odmeldowuję się...

... i wybywam na urlop.
W tym roku nietypowo, bo znienacka musieliśmy zaimprowizować.
Plan jest taki, że ruszamy "szlakiem piwowarów" ;), najpierw Czechy, potem Austria, Niemcy
i z powrotem przez Czechy do domu. Codziennie nowe miejsce. Aż skończy się kasa ;)
Teraz zmykam, ale jeszcze tu wrócę :)
Tymczasem!
Inka

czwartek, 18 lipca 2013

Biała kiełbacha hendmejd ;)

Ostatnimi czasy mamy z małżonkiem ciąg na szeroko pojęte domowe wyroby :) Tym razem postanowiliśmy spróbować własnoręcznie zrobić białą kiełbasę. Przepisów na nią w internecie jest mnóstwo, my skorzystaliśmy z tego, lekko go modyfikując.

Do wyprodukowania ok. 2,5 kg domowej białej kiełbasy potrzebujemy:
  • 1 kg łopatki
  • 1 kg karkówki
  • 1/2 kg boczku 
  • 4 łyżki majeranku
  • 2 łyżki czarnego pieprzu zmielonego
  • 1 łyżkę pieprzu ziołowego (daliśmy Zioła Małgosi)
  • 1/2 główki czosnku
  • 40 g soli
  • 250 ml zimnej wody, uprzednio przegotowanej
  • jelita naturalne 


Jelita należy dokładnie przepłukać, a następnie zamoczyć w ciepłej wodzie na ok. 2 - 3 godziny. Mięsko myjemy i oczyszczamy z wszelkich farfocli i chrząstek, kroimy na kawałki do zmielenia. Chude mięso przepuszczamy przez maszynkę zakładając uprzednio sito o dużych oczkach, a tłuste - przez sito o małych otworach.


Czosnek należy obrać i rozgnieść lub przecisnąć przez praskę.
Do dużej misy wrzucamy zmielone mięso, czosnek, sól, przyprawy i zimną wodę.


Teraz musimy się zdrowo przyłożyć do wyrobienia, aby powstała w miarę jednorodna, kleista masa. Trwa to jakieś 15 - 20 minut.

 

Do maszynki do mięsa przymocowujemy nakładkę masarską, smarujemy olejem, naciągamy na nią jelito (oczywiście, po 2 - 3 godzinach moczenia) i zabieramy się do napełniania go masą kiełbaskową :)

Formowanie kiełbasek to już jest jazda bez trzymanki, nasze debiutanckie białe kiełbaski wyszły tak:


Zakładam, że ćwiczenia czynią mistrza i następnym razem będą się prezentowały dużo lepiej i bardziej foremnie :)
Tak przygotowaną kiełbasę można zamrozić lub sparzyć (nie gotować).


Jak widzicie, przygotowanie własnej białej kiełbasy wymaga trochę pracy i czasu, ale zapewniam - warto. Nie jestem fanką białej kiełbasy, a ta wyjątkowo mi smakuje, wyszła przepysznie.
Polecam :)

Uwaga! Aktualizacja :)
Jesteśmy już po drugiej produkcji białej kiełbasy. Trochę poszło do mrożenia, trochę na grilla.
Część została uwędzona osobiście przez małżonka mego :)


Kilka wykorzystaliśmy też do potrawy wg przepisu Nigela Slatera.
Szybki sposób na prosty i sycący obiad :)
Kiełbaski trzeba podpiec w piekarniku do lekkiego zrumienienia, następnie zalać sosem składającym się z musztardy ziarnistej, musztardy dijon i miodu, i piec dalej do momentu, aż sos się zredukuje, a kiełbaski będą wołały "zjedzcie nas, już jesteśmy gotowe!" ;)
W międzyczasie ugotować marchewkę w osolonej wodzie, po odcedzeniu wrzucić masło, posiekaną pietruszkę i ugnieść na puree (nie musi być gładkie, mogą być widoczne kawałeczki).
Podawać i szybko zajadać. Pychotka :)


piątek, 12 lipca 2013

Czwartek - Międzynarodowym Dniem Prezentów ;)

Wczorajszy dzień był dla mnie dniem prezentów i niespodzianek!

Najpierw dostałam od Ilonki wino przywiezione z Madery - dzięki, kochana! Z miejsca zabraliśmy się z małżowinkiem za degustację. Pyszne w smaku, o tak niesamowitym aromacie, że szybko zobaczyliśmy dno. Zresztą, malutka była ta butelka ;)


Potem listonosz przywiózł mi przesyłkę od Alinki z dalekiej Florydy, w której była przepiękna, uszyta especially for me :), poszewka na poduchę.


Do tego cudna kartka z dobrym słowem i urocze szklane koraliki.


Alinko, bardzo Ci dziękuję, że zadałaś sobie tyle trudu :)))

Jakby tego było mało, dostałam od mojej kumpelki - uzdolnionej pasjonatki fotografii :) fantastyczne zdjęcie na pulpit (dzięki, Japko!). Znaczy, nie że prawa autorskie, tylko plik w dużej rozdzielczości, "żyletę". Cudnie optymistycznie wakacyjny widok mam teraz na ekranie komputera.
Obejrzyjcie jej galerię zdjęć, polecam! :)


Żeby nie było, że tylko dostaję ;)
Ja też zrobiłam mały prezent - słoikowy lampionik dla Ilonki, coby rozświetlił jej letnie wieczory w ogrodzie :)


Ozdobiłam także małą szkatułkę na zamówienie Myszki. Również jest to prezent, lecz tym razem od Myszki dla jej wnuczki. Mam nadzieję, że mała będzie zadowolona :)


A jak Wam minął czwartek? :)

Pozdrawiam weekendowo,
Inka

czwartek, 11 lipca 2013

Sezon grillowy rozpoczęty!

Właściwie powinnam napisać "sezon wędzarniczo - grillowy" :) Mój małżonek bowiem, w oczekiwaniu na powrót sezonu piwowarskiego (początek - wrzesień /październik), znalazł sobie nową pasję pt. WĘDZENIE.

Najpierw przebudował grillo - kominek, który powstał w ubiegłym roku, tak, aby można było w nim wędzić. Długa historia - możecie o tym przeczytać na jego blogu Browar Zapomniany.


Obecnie intensywnie zgłębia tajniki procesu wędzenia, testując wyroby na nas ;) Wędził już kurczęcinę w postaci udek i piersi, twaróg, ser typu feta, łososia oraz pstrąga i makrelę.
Mnie najbardziej przypadły do gustu wędzona pierś kurczaka oraz łosoś. Mniam :)~


Tego ostatniego małżowinek mój robi również w wersji marynowanej, tzw. gravlax. Pyyychaaa, polecam wszystkim! Nawet tym, którzy nie przepadają za rybami ;)
Przepis na ten specjał możecie zobaczyć na blogu mojego osobistego domowego piwowara :)


Smacznego!
Inka

wtorek, 9 lipca 2013

To nie jest recenzja

Daleka jestem od recenzowania literatury, dlatego to nie jest recenzja :) Mogę jedynie napisać o własnych, subiektywnych odczuciach, które nasuwają mi się po przeczytaniu książki.
Nie jestem fachowcem i może nie czytam wiele (4 książki miesięcznie to dużo?), ale wiem, co mi się podoba, a co nie.

Ten wstęp, jak się pewnie domyślacie, dotyczy najnowszej powieści Stephen'a King'a "Joyland" :)


Przeczytałam ją i mogę z czystym sumieniem Wam ją polecić.
Jeśli kojarzycie Stephen'a King'a z autorem wyłącznie ociekających krwią horrorów, to ta historia odmieni Wasz pogląd. Jest to bardziej opowieść o młodym mężczyźnie, jego rozterkach egzystencjalnych i uczuciowych, a tylko gdzieś w tle znajduje się historia kryminalno - paranormalna.

W książkach King'a podoba mi się to, że swoim językiem, warsztatem pisarskim powoduje, iż czytając ma się wrażenie, jakby oglądało się film. Narracja jest tak plastyczna, że widzi się sceny w pełnym kolorze.
Swoją drogą, nie dziwię się, że większość z ponad 60-ciu jego powieści została zekranizowana - te książki, to gotowe scenariusze. No, prawie gotowe :)

Ten właśnie "filmowy" efekt występuje również w "Joyland".
Warto przeczytać, zdecydowanie.
Chociaż moim numerem 1. wśród powieści S. King'a nadal jest "Ręka mistrza".


King jest jednym z niewielu pisarzy (jeśli nie jedynym), którego "Wstęp", "Od autora" czy inną przedmowę czytam "od deski do deski" - uwielbiam jego bezpośredni styl. No, bo jak tu zignorować np. taki początek: "Szanowny Notoryczny Czytelniku"? :)))

Wczoraj zaczęłam czytać kolejną jego książkę - "Pod kopułą". Zapowiada się ciekawe 900 stron.
Czego i Wam życzę :)


Do przeczytania!
Inka

czwartek, 4 lipca 2013

Słoik ma rodzeństwo ;)

Zachęcona tym, że spodobał Wam się mój pomysł na słoik - lampionik, przystąpiłam do ozdabiania kolejnych słoików w tym stylu. Powstała całkiem spora rodzina lampionów :)

Tak, jak ostatnio, użyłam kawałków juty i koronki bawełnianej. Całość przewiązałam sznurkiem konopnym i bawełnianym, dodałam drewniane koraliki. Wszystko przykleiłam nieocenionym klejem magic. Dno pod tealight'y wysypałam kamykami i ziarnami kawy, świetnie sprawdza się również piasek, więc nie ograniczajcie się :)

Tak moje nowe lampiony prezentują się w dzień...


...a tak wieczorem.




Jeszcze jeden słoik czeka na metamorfozę...
Na razie jednak musi poczekać, bo właśnie odebrałam z biblioteki wyczekiwaną przeze mnie najnowszą powieść S. King'a "Joyland" :)))
Także tego... póki nie skończę czytać - obecna, nieprzytomna.

Pozdrawiam,
za-King-owana Inka