W tym tygodniu obchodzimy z Panem Mężem Zakątkowym rocznicę ślubu. Nie zdradzę którą, wyznam tylko, że okrąglutką ;) W ramach obchodów zaprosiłam Małżonka mego rodzonego na kolację (jeść to my lubimy :). Nie byle jaką, bo na "Kolację po ciemku" w bydgoskiej restauracji Czarny Diament, w hotelu Bohema*.
Po przybyciu na miejsce, kelner zaprowadził nas przed drzwi Sali Rubinowej, gdzie przejął nas kolejny kelner z noktowizorem na czole. Od tego momentu było tak:

Ciemność otuliła nas jak aksamitna czarna kotara. Oczywiście, oczyma wyobraźni widziałam już siebie, jak przewracam się o własne nogi, wpadam na innych gości, rozlewam czerwone wino na stole etc., ale, na szczęście, nic takiego się nie wydarzyło :)
Kelner sprawnie doprowadził nas do stolika i zgrabnie usadził, po czym zaczęła się uczta. Przystawki, zupy i dania główne po kolei wjeżdżały na stół. Moje menu było wegetariańskie, mężowskie - mięsne.
Mile zaskoczyła mnie zupa, która okazała się szparagową... z truskawkami. Zakochałam się także w jednym ze składników dania głównego, kompletnie mi wcześniej nieznanym - była to czarna soczewica beluga - coś wspaniałego!
Nie wiem, czy kelnerzy mają poczucie humoru w zakresie obowiązków, w każdym razie, swoimi dowcipami połączonymi z nienachalną uprzejmością stworzyli niesamowicie fajny klimat tej kolacji. Brawa dla panów! :)
Na zakończenie, już w kompletnych jasnościach, przewidziany był deser oraz spotkanie z szefem kuchni, z którym pogawędziliśmy na nasze ulubione kulinarne tematy :)
Szkoda było tak szybko kończyć ten dobrze rozpoczęty wieczór, więc poszliśmy się trochę poszwendać po mieście, żeby na koniec usiąść jeszcze pod - jak wiecie - moją ukochaną fontanną "Potop"...
Jeśli chodzi o kolację w ciemnościach, szczerze polecam, naprawdę ciekawe doznanie kulinarne :)
Uściski po ciemku i w pełnym świetle!
Inka
* To nie jest lokowanie produktu! ;) Podaję lokalizację, gdyby ktoś chciał skorzystać.