... czyli jak ratowaliśmy dzikie owoce :)
Niedaleko naszego domu znajduje się stary, zapuszczony sad. Zaniedbane drzewa wciąż owocują, ale ich owoce są małe i nieforemne, nikt ich nie zbiera. Postanowiliśmy trochę tych sierot przygarnąć, uratować przed zgniciem i zapomnieniem. Tym sposobem w naszej kuchni znalazły się trzy duże torby owoców - mirabelek, gruszek i jabłek, które - po umyciu i przebraniu - pięknie zapakowały się do słoików.
Takie kompociki będą :)
Takie kompociki będą :)
Przyznam się, że to moje pierwsze kompoty w życiu, a już nie jestem pierwszej młodości... także ten, się zobaczy, co wyszło z tej twórczości ludowej. Póki co, jestem dobrej myśli.
Niech moc będzie z Wami i z Waszymi przetworami! :)
