niedziela, 22 listopada 2015

Zakątkowo warsztatowo

Zakątek Inki w osobie mojej osobistej ;) zaktywizował się ostatnio nieco i wraz ze szkołą języka angielskiego w postaci sympatycznej koleżanki Ani zorganizował Warsztaty Kreatywne dla wszystkich, którzy mają "syndrom niespokojnych rąk".
Na pierwszy ogień poszło malowanie kubków - ozdabialiśmy je specjalnym markerami do porcelany.



Wszystko zależało od wyobraźni uczestników. Najpierw było projektowanie na papierze, potem przeniesienie projektu pisakiem na kubek, co wcale nie było takie proste.
Atmosfera była bardzo twórcza :)



Marta z Domu w kratkę, która również wzięła udział w warsztatach, obdarowała mnie takim pysznym kubasem. Co prawda, mój dom nie ma tylu pięter, ale taka była wizja artystki i ja się z nią zgadzam. Tu mieszka Inka :)



Generalnie, zrobił się szał i mnóstwo osób pytało "co/jak/gdzie", więc Marta - która też się nieźle wciągnęła - na szybko przygotowała przejrzysty tutorial pod roboczym tytułem "Jak zmienić zwykły kubek w niezwykłe dzieło" (na zdjęciach poniżej widzicie brata bliźniaka mojego kubka):

Źródło: Dom w kratkę

A to już zadowolone stadko ze swoimi tworami w dłoniach.

Źródło: eOsielsko.pl

Powodzenia w malowaniu :) I do następnego!


 

wtorek, 29 września 2015

Śliwki po raz kolejny, tym razem w occie

Kochani, na życzenie męża mego rodzonego i ze specjalną dedykacją dla Pani Basi, przybywam do Was z kolejnym przepisem na śliwki (wiadomo, sezon jest). Tym razem będą to śliwki w wydaniu raczej wytrawnym, choć słodkim, a dokładnie słodko - winnym. W sam raz do mięs, jeśli lubicie :)
Przepis na te śliwki dostałam od koleżanki i powiem Wam, że jest banalnie prosty i niekłopotliwy.


Winne śliwki


Potrzebujemy:
  • 1 kg wypestkowanych śliwek,
  • 500 g cukru.
Na zalewę :
  • 250 ml octu 10 %,
  • 250 ml wody,
  • szczypta soli,
  • 10 goździków.
Zalewę należy zagotować i gorącą zalać wypestkowane śliwki. Pozostawić na co najmniej 8 godzin. Następnie odlać zalewę, a śliwki ułożyć w słoiczkach i przesypać je warstwą cukru. Zamknąć słoiki, nie pasteryzować. Z czasem pod wpływem cukru śliwki wypuszczą sok i utoną w lekko winnym syropie. Co jakiś czas (np. raz dziennie) warto słoikami potrząsnąć, aby cukier się ładnie rozpuścił. I voila, gotowe!

Dajemy śliwkom trochę czasu, aby się "przegryzły", a potem, naturalnie, zajadamy ze smakiem :)



poniedziałek, 27 lipca 2015

Zrobiło się romantycznie

Dawno mnie tu nie było w tematach szydełkowo-drutowych... 
Dziś postaram się to nadrobić - niniejszym przedstawiam Wam szydełkową serwetę, wydzierganą z Drops-owej włóczki Cotton Light (kolor 01 ecru, 5 motków, szydełko 5 mm).
Tu w trakcie pracy...


Mimo, że zasadniczo wolę proste formy, to ten romantyczny wzór bardzo mnie urzekł :) A że w dodatku bardzo lubię szydełkować ze schematów, a nie opisów, od razu wzięłam się do roboty. 
Jak Wam się podoba efekt końcowy?


Jeśli Wam również ten wzór przypadł do gustu, poniżej zamieszczam schemat wraz ze źródłem:

Źródło

Znalezione tu via Pinterest.

Powodzenia! :)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Kolacja w ciemności

W tym tygodniu obchodzimy z Panem Mężem Zakątkowym rocznicę ślubu. Nie zdradzę którą, wyznam tylko, że okrąglutką ;) W ramach obchodów zaprosiłam Małżonka mego rodzonego na kolację (jeść to my lubimy :). Nie byle jaką, bo na "Kolację po ciemku" w bydgoskiej restauracji Czarny Diament, w hotelu Bohema*.



Po przybyciu na miejsce, kelner zaprowadził nas przed drzwi Sali Rubinowej, gdzie przejął nas kolejny kelner z noktowizorem na czole. Od tego momentu było tak:


Ciemność otuliła nas jak aksamitna czarna kotara. Oczywiście, oczyma wyobraźni widziałam już siebie, jak przewracam się o własne nogi, wpadam na innych gości, rozlewam czerwone wino na stole etc., ale, na szczęście, nic takiego się nie wydarzyło :)

Kelner sprawnie doprowadził nas do stolika i zgrabnie usadził, po czym zaczęła się uczta. Przystawki, zupy i dania główne po kolei wjeżdżały na stół. Moje menu było wegetariańskie, mężowskie - mięsne.
Mile zaskoczyła mnie zupa, która okazała się szparagową... z truskawkami. Zakochałam się także  w jednym ze składników dania głównego, kompletnie mi wcześniej nieznanym - była to czarna soczewica beluga - coś wspaniałego!

Nie wiem, czy kelnerzy mają poczucie humoru w zakresie obowiązków, w każdym razie, swoimi dowcipami połączonymi z nienachalną uprzejmością stworzyli niesamowicie fajny klimat tej kolacji. Brawa dla panów! :)

Na zakończenie, już w kompletnych jasnościach, przewidziany był deser oraz spotkanie z szefem kuchni, z którym pogawędziliśmy na nasze ulubione kulinarne tematy :)


Szkoda było tak szybko kończyć ten dobrze rozpoczęty wieczór, więc poszliśmy się trochę poszwendać po mieście, żeby na koniec usiąść jeszcze pod - jak wiecie - moją ukochaną fontanną "Potop"...


Jeśli chodzi o kolację w ciemnościach, szczerze polecam, naprawdę ciekawe doznanie kulinarne :)

Uściski po ciemku i w pełnym świetle!
Inka

* To nie jest lokowanie produktu! ;) Podaję lokalizację, gdyby ktoś chciał skorzystać.

niedziela, 24 maja 2015

Zimny maj, czyli sezon na zupy - harira

Harira, pierwsza wegańska zupa, którą ugotowałam - z miejsca skradła moje serce. Jest mocno aromatyczna, sycąca i rozgrzewająca, w sam raz na jesień, którą mamy tej wiosny (choć dziś akurat słońce pięknie przygrzewa)...
Oryginalna marokańska harira to zupa mięsno-warzywna, ja zachęcam Was do ugotowania mojej wariacji opartej na przepisie Marty z Jadłonomii.


Harira
Na podstawie tego przepisu.

Potrzebujemy:
  • 1 szalotkę,
  • kawałek świeżego imbiru (po starciu ok. 1 łyżeczka),
  • 1 marchewkę,
  • 1 pietruszkę,
  • 1 szklankę zielonej soczewicy,
  • 3/4 szklanki czerwonej soczewicy,
  • 1 szklankę ugotowanej ciecierzycy (lub z puszki),
  • 1 puszkę pokrojonych pomidorów,
  • kartonik passaty pomidorowej (500g),
  • 1 czubatą łyżeczkę garam masala, 1/2 łyżeczki kolendry, 1/2 łyżeczki kuminu, 1 łyżeczkę czerwonej czubrycy (opcjonalnie),
  • 1/2 łyżeczki sambal oelek lub chili,
  • olej do smażenia (1-2 łyżki),
  • sól.
Rozpoczynamy od rozgrzania w garnku oleju, na który wrzucamy posiekaną szalotkę, starty imbir i pokrojone w kostkę marchewkę oraz pietruszkę. Dodajemy przyprawy (uważamy, żeby ich nie przypalić). Wrzucamy pomidory, passatę i wszystko razem podsmażamy, mieszając. Dodajemy obie soczewice. Mieszamy i zalewamy wodą (1,5 - 2 l). Solimy wstępnie (ok. 1 średnio czubata łyżeczka). Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy pod przykryciem na wolnym ogniu 20 minut. Następnie wrzucamy ciecierzycę i trzymamy na małym ogniu jeszcze ok. 5 minut. Ewentualnie dodajemy soli do smaku.
Podajemy z natką pietruszki, wiecie dlaczego :)

Tradycyjnie, zajadamy ze smakiem, mrucząc :)))


wtorek, 5 maja 2015

Love of my life, czyli orzeszki ziemne

Czy już Wam wspominałam, że jestem fistaszkowym potworem? Otóż tak, przyznaję się, uwielbiam orzeszki ziemne! Dałabym się za nie pokroić :) Wobec tego, dziś przepis na zupę z orzeszkami ziemnymi, oczywiście 100% wegańską. Gotowi?



Zupa z orzeszkami ziemnymi

Na podstawie tego przepisu.

Potrzebujemy:
  • 1 szalotkę,
  • kawałek świeżego imbiru (po starciu ok. 1 łyżeczka),
  • 3 - 4 średnie ziemniaki,
  • 2 średnie marchewki,
  • puszkę kukurydzy,
  • 3 czubate łychy masła orzechowego (może być więcej :)),
  • trochę jarmużu, wg uznania,
  • 1/2 łyżeczki zmielonej kolendry, 1/2 łyżeczki garam masala, 1/2 - 1 łyżeczki sambal oelek lub chili, sól,
  • olej do smażenia (ok. 1 łyżki), u mnie rzepakowy.
Na rozgrzany w garnku olej wrzucamy posiekaną cebulkę oraz starty imbir. Przez chwilę delektujemy się wspaniałym aromatem, mieszając :) Dodajemy chili i przyprawy, następnie pokrojoną w kostkę marchewkę oraz - w większą kostkę - ziemniaki. Wszystko mieszamy, aby warzywa oblepiły się przyprawami. Dorzucamy odsączoną i wypłukaną kukurydzę, zalewamy wszystko wodą (ok. 1 l). Solimy wstępnie (ok. 1 płaska łyżeczka). Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy pod przykryciem na wolnym ogniu do miękkości. Następnie dodajemy do zupy masło orzechowe i mieszamy do rozpuszczenia. Wrzucamy jarmuż i gotujemy jeszcze chwilkę, ew. doprawiamy solą do smaku.

Naturalnie, zajadamy ze smakiem, mrucząc :)


wtorek, 17 marca 2015

Chana masala, czyli cieciorka w roli głównej

Macie ochotę na sycące, mega aromatyczne, bezmięsne danie? Zapraszam Was do ugotowania ze mną chana masala, czyli curry z ciecierzycy na sposób indyjski. Jest to moja wariacja na temat tego dania, ponieważ dodaję do niego trochę mleka kokosowego, które nie występuje w wersji oryginalnej... Tak lubię mleko kokosowe, że nie mogę sobie odmówić...
Danie wygląda może niepozornie, ale - zapewniam - smakuje rozkosznie :)


Chana masala


Potrzebujemy:
  • 1 - 2 szalotki,
  • 1 - 2 ząbki czosnku,
  • świeży imbir (ok. 1 łyżka startego lub bardzo drobno posiekanego),
  • puszkę ciecierzycy lub 1 szkl. wcześniej ugotowanej* (może być więcej),
  • puszkę pomidorów,
  • kartonik passaty pomidorowej (500g),
  • mleko kokosowe (3 łyżki gęstej części),
  • 1 łyżkę miodu,
  • chili (świeże, w proszku lub sambal oelek),
  • 1 łyżeczkę garam masala,
  • 1 łyżeczkę kolendry,
  • 1 łyżeczkę słodkiej papryki,
  • 1/4 łyżeczki kurkumy,
  • 1/4 łyżeczki kuminu,
  • sól,
  • olej do smażenia,
  • natka pietruszki**.
W garnku rozgrzewamy olej, na którym podsmażamy pokrojoną cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek oraz starty imbir. Wrzucamy przyprawy, wszystko razem mieszamy i podsmażamy chwilę (uważamy, żeby nie spalić!). Dodajemy pomidory oraz passatę, solimy (ok. 1 płaska łyżeczka), mieszamy. Przykrywamy i dajemy trochę czasu, aby sosik sobie popyrkał na wolnym ogniu. Dodajemy mleko kokosowe i miód. Gdy wszystko się pięknie połączy, wrzucamy ciecierzycę. Ewentualnie solimy jeszcze do smaku. Podajemy z ryżem (u mnie brązowy), posypane posiekaną natką pietruszki. 

Oczywiście, zajadamy ze smakiem, mrucząc :)

* Jeśli chodzi o samodzielne gotowanie ciecierzycy... Suchą cieciorkę dokładnie płuczemy na sicie pod bieżącą wodą, następnie wrzucamy do dużej miski i zalewamy chłodną wodą w ilości trzykrotnie większej. Odstawiamy na 12 godzin. W tym czasie ciecierzyca mocno się powiększy. Następnie odlewamy wodę, znów płuczemy na sicie. Wrzucamy do garnka, zalewamy wodą, solimy i gotujemy 45 minut, do miękkości.

** Pietruszka jest o tyle ważna, że zawarta w niej witamina C znacznie ułatwia wchłanianie żelaza z produktów roślinnych, co ma niebagatelne znaczenie dla osób, które nie jedzą mięsa.

wtorek, 24 lutego 2015

"Inka gotuje": Chili sin carne na_winie


Inaugurując nowy cykl na blogu "Inka gotuje", chcę Wam zaprezentować moje ostatnie odkrycie kulinarne. Może nie jest to Ameryka, ale jednak warte zachodu, jeśli lubicie warzywa.

Inka gotuje

Danie powstało z nieodpartej potrzeby zjedzenia czegoś rozgrzewającego, aromatycznego i sycącego. Oczywiście, wegańskiego i zdrowego. Czegoś, co mogę zjeść w domu i w pracy, na obiad i na kolację. Czegoś, czym nie pogardzi ani Zakątkowy mąż, ani syn (magiczne słowo "chili"! :).

I oto jest - chili sin carne na_winie, czyli "co się nawinie, to do chili" (parafrazując niejednego wieszcza oraz mojego tatę).



Składniki (wg kolejności wrzucania do gara):
  • cebula (1 duża),
  • czosnek (1-2 ząbki),
  • papryczka chili (u mnie 1 szt. + 1/2 łyżeczki sambal oelek),
  • marchewka (2 średnie),
  • pietruszka (1 średnia),
  • seler naciowy (1 szt.),
  • fenkuł (1 szt.),
  • biała rzodkiew (1/2 szt.)
  • papryka (u mnie 1 żółta, ale możecie wziąć więcej),
  • cukinia (1 szt.),
  • czerwona fasola (1 puszka, ale można sobie ugotować suchą),
  • kukurydza (1 puszka - wiem, że nie za bardzo... ale chili bez kukurydzy???)
  • jarmuż (trochę, na oko),
  • pomidory z puszki (1 puszka),
  • passata pomidorowa (1 kartonik, 500g),
  • sól, pieprz, papryka mielona, czubryca czerwona, kolendra mielona i inne Wasze ulubione przyprawy,
  • olej roślinny (ok. 2 łyżek).
W garnku rozgrzewamy olej roślinny (np. rzepakowy) i wrzucamy pokrojoną cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek oraz drobno posiekaną papryczkę chili. Smażymy na średnim ogniu, uważamy, żeby się nie przypiekło za bardzo. 
Dodajemy trochę soli, paprykę w proszku i pozostałe przyprawy. Dorzucamy pokrojone w kostkę marchewkę i pietruszkę. Wszystko sobie z wyczuciem smażymy mieszając. 
Dodajemy pomidory z puszki. 

I teraz to jest ten moment, kiedy wrzucamy warzywa według własnej fantazji (w końcu to chili na_winie), biorąc pod uwagę przy kolejności wrzucania to, jak szybko dane warzywo się gotuje. U mnie to były: seler naciowy pokrojony w talarki, fenkuł - w piórka, biała rzodkiew - w kostkę, papryka - w większą kostkę, cukinia - również. 

Pozwalamy warzywom lekko się poddusić (ale nie do omdlenia, tylko do chrupkości), dodajemy czerwoną fasolę oraz kukurydzę i zalewamy pomidorową passatą. 
Przykrywamy pokrywką i pozwalamy warzywom dusić się w pysznym czerwonym sosie. 
Na koniec wrzucamy jarmuż z grubsza posiekany. Solimy i dopikantniamy do smaku.
Podajemy z ryżem (np. brązowym), pieczywem pełnoziarnistym, ziemniakami lub z czym sobie chcecie.

Zajadamy ze smakiem, mrucząc :)

Nie przejmujcie się, jeśli nie macie któregoś z warzyw podanych powyżej - wrzucajcie te, które macie pod ręką i lubicie najbardziej, będzie pysznie, obiecuję!

PS. Tak, dobrze widzicie, w moim chili jest też ciecierzyca, ale to już poza konkursem ;)


 

środa, 11 lutego 2015

Wegańskie babeczki czekoladowe

Dawno mnie tu nie było, dobry miesiąc… Wszystko dlatego, że na początku tego roku zapowiedziałam, iż 2015 będzie w Zakątkowie rokiem zdrowia. No, i się zaczęło.

Zafascynowała mnie kuchnia wegańska i w tej fascynacji mocno trzyma. Szydełko i inne hendmejdy leżą odłogiem, bo „Inka gotuje” :) Latam więc od jednej strony z wege przepisami do drugiej i testuję, kombinuję, karmię.  Małżonek Zakątkowy otwarty jest na tego typu eksperymenty, natomiast syn już mniej, więc prowadzę podwójną kuchnię wegańsko-mięsną, coby dziecka nie spłoszyć (a nuż da się namówić na coś wege).

Poniższy przepis jest banalnie prosty, a same babeczki, choć wegańskie, smakują także mojemu „mięsnemu” synowi, więc śmiało możecie zapodać je każdemu. W sam raz na Tłusty Czwartek, Walentynki, Dzień Kobiet czy po prostu do niedzielnej kawy.



Wegańskie babeczki czekoladowe

Na podstawie tego przepisu.

Składniki na 12 sztuk:
•    1 szklanka mąki pełnoziarnistej (u mnie pszenno-żytnio-orkiszowa)
•    ½ szklanki mąki pszennej (u mnie typ 650)
•    3 łyżki naturalnego kakao
•    ½ szklanki cukru trzcinowego
•    1 łyżeczka sody oczyszczonej
•    szczypta soli
•    1 łyżeczka octu
•    5 łyżek oleju roślinnego
•    1 szklanka wody

W jednym naczyniu łączymy składniki suche, a w drugim mokre. Przelewamy mokre do suchych i mieszamy widelcem do połączenia się składników. Ciasto nakładamy łyżką do papilotek umieszczonych w foremce do mufin. 
Pieczemy w temperaturze 180ºC (góra – dół) przez około 30 minut.

Polewa czekoladowa:
•    70 g gorzkiej czekolady
•    50 ml mleczka kokosowego (gęstej części)

Czekoladę łamiemy i rozpuszczamy w miseczce nad parą, stopniowo dodajemy mleczko kokosowe mieszając, aż uzyskamy gładką polewę. Dekorujemy nią lekko wystudzone babeczki i posypujemy np. słupkami migdałów.
Babeczki można oprószyć samym cukrem pudrem, też będzie pięknie :)

Smaczności Wam życzę!
Mam nadzieję, że będę pojawiać się tu częściej, bo strasznie się za Wami stęskniłam :)
Uściski!

niedziela, 4 stycznia 2015

Zdrowy nowy

Przez ostatnie kilkanaście lat nowy rok rozpoczynałam postanowieniami, które po kilku miesiącach zwyczajnie brały w łeb. Dlatego w tym roku żadnych postanowień nie będzie. Tylko tyle, żeby zdrowo się odżywiać. I już :)

Lecz póki co, dziś przepis na deser prawie zdrowy (mikroskopijna porcja maksymalnie raz w tygodniu) :)

Jabłka pod pełnoziarnistą kruszonką

Potrzebujemy:
  • jabłka (mniej więcej jedno jabłko na osobę),
  • 125 g mąki pełnoziarnistej,
  • 70 g cukru trzcinowego,
  • 90 g masła,
  • szczypta soli,
  • cynamon,
  • opcjonalnie rodzynki.

Mąkę mieszamy z cukrem i szczyptą soli, masło rozpuszczamy w rondelku na małym ogniu. 
W międzyczasie obieramy jabłka, kroimy je w ćwiartki, następnie w ósemki, szesnastki... no, po prostu na plasterki :)
Pokrojone jabłka układamy w żaroodpornym naczyniu, uprzednio wysmarowanym masłem.
Oprószamy cynamonem. Jeśli lubicie rodzynki, to jest ten moment, kiedy należy je dodać (wymieszać z jabłkami).


Włączamy piekarnik, ustawiamy temperaturę 190 stopni (góra-dół).
 
Masło już nam się rozpuściło w rondelku, więc możemy je dodać do miski z mąką i cukrem - mieszamy łyżką i robi nam się piękna pełnoziarnista kruszonka, którą rozkładamy na jabłkach.


Do rozgrzanego piekarnika wstawiamy naczynie z jabłkami i kruszonką i pieczemy ok. 40 - 45 minut.


Po upieczeniu odstawiamy do lekkiego przestygnięcia, żeby sobie nie poparzyć języków :), a następnie mrucząc konsumujemy. Pycha!


Oczywiście, można ten deser przyrządzić z białą mąką i cukrem pudrem, ale wersja pełnoziarnista jest dużo smaczniejsza - co potwierdza mój, dość konserwatywny w sprawach jedzenia, potomek.

Pozdrawiam smacznie noworocznie!